Cześć tutaj Dominik Sadowski z kanału filozofiapodejścia.pl i dzisiaj porozmawiamy sobie o jednym z  największych kozaków polskiej sceny przedsiębiorczości, który krótko mówiąc jest człowiekiem wielkiego kalibru. Wybrałem go na mój pierwszy program, ponieważ może wnieść wiele wartości w życie każdego z nas, a jego historia życiowa, w której na początku z totalnego kurwidołka i biedy, wyszedł ostatecznie jako pierwszy Polak w historii, który wprowadził na Wall Street dwie firmy ( trzeciej nie zdążył wprowadzić), może być potwierdzeniem tezy, że ‘’ w życiu masz albo wymówki, albo masz wyniki ‘’. Dlatego w tym materiale przejdziemy przez jego historię oraz omówimy kluczowe kwestie jakie według niego miały duży wpływ na to, że dziś ma dwa domy, w tym rezydencję na Bahamach, dumę z osiągnięcia wysokich celów i majątek na poziomie milarda złotych. To wszystko bez dobrego nazwiska, kontaktów, układów czy powiązań.

W tekście będę posługiwać się własnym doświadczeniem oraz autobiografią Tadeusza Witkowicza ‘’ Od nędzy do pieniędzy ‘’.

Tadeusz Witkowicz ” Od nędzy do pieniędzy ” czyli znad Bugu na Wall Street

POCZĄTEK

Na początku zadajmy sobie pytanie czy Tadeusz Witkowicz był jakimś dzieckiem szczęścia, że miał w ogóle urodzić się i zarabiać miliony. Albo, że ojciec mu dał. Otóż nie.

,, Urodziłem się na końcu świata, a jeśli nie świata, to na pewno na końcu mapy. Najlepszy dowód, że u nas autobusy zawracały, bo dalej drogi już nie było. Miasteczko, z którego pochodzę było niewielką osadą położoną na granicy polsko-sowieckiej; (…) Nazywa się Kodeń ‘’. – Tadeusz Witkowicz

Na świat przyszedł w 1949 roku czyli w czasach głębokiej komuny i realiach powojennych. Dla zobrazowania tamtejszych czasów doskonale posłuży fragment z jego książki opisujący śmierć jego nowonarodzonego brata.

,, Mój starszy brat odszedł w wieku sześciu miesięcy na zapalenie płuc. Zmarł na stole, w kuchni, u ciotki (…) Gdy tylko Zbyszek zachorował ojciec pożyczył konia z wozem, aby zawieść dzieciaka do szpitala, w oddalonej o 56 kilometrów Białej Podlaskiej. W Kodniu nie było ani lekarza, ani pielęgniarki. I choć zacinał konia batem do krwi, do szpitala nie zdążyli. (…) W takich warunkach i ja przyszedłem na ten świat ciemnoty, zabobonu, bez lekarzy i opieki. Słabi i pechowcy umierali, szczęściarze przeżywali – ot, taka Afryka, tyle że w Polsce ‘’. – Tadeusz Witkowicz

Do swojego domu przechodził przez kurnik, codziennie uważając aby nie wejść w kurze łajno. W domu nie miał w ogóle podłogi, a domownicy chodzili po klepisku  i paru gnijących deskach. Rodzina utrzymywała się z pięciu hektarów jałowej, niepłodnej ziemi oraz hodowli dwóch krów, dwóch świń oraz tuzina kur. Krowy jak wspomina, były jego zajęciem już od dziecka i wyczekiwał tylko wieczoru gdy szły już spać aby mógł rozpalać z kolegami ognisko aby spokojnie piec w nim ziemniaki lub łowić ryby w Bugu.

,, Na co dzień żyliśmy bardzo biednie. Bywały dni, kiedy brakowało w domu jedzenia, nie mówiąc o tym, że często miesiącami nie jedliśmy mięsa. Najgorzej było na przednówku, czyli wczesną wiosną, gdy zapasy z poprzedniej jesieni kończyły się, a nowych plonów jeszcze nie było. W domu nie mieliśmy bieżącej wody, łazienki i chodziliśmy często w połatanych spodniach i dziurawych butach. Zdarzało się, że naszym jedynym całodziennym wyżywieniem była kromka chleba zamoczona w wodzie i posypana cukrem, albo posmarowana dla smaku.. czosnkiem ‘’. – Tadeusz Witkowicz

Jego ojciec był murarzem i mimo ciężkich czasów zarabiał całkiem przyzwoicie jednak z powodu słabości do alkoholu przepijał wszystko co do grosza. Gdyby nie mama, która zajmowała się gospodarstwem to nie związaliby końca z końcem.

I teraz przechodzimy do bardzo kluczowej kwestii w jego życiu, ponieważ prawdopodobnie a raczej na pewno NIC by się w jego życiu nie zmieniło, gdyby nie zaczął czytać książek. Brzmi może oklepanie, ale wyobraźcie sobie taką sytuację, że o tym jak funkcjonuje życie i świat dowiadujesz się od ludzi, którzy są w totalnej dupie życiowej. To fakt, takie były czasy. Ale wśród tej nędzy i życia wokół gospodarstwa i kościoła, dzięki książkom dostajesz promyk tego jak kolorowy MOŻE być świat. I taki bodziec dały mu książki, dzięki którym mógł zobaczyć inne życiu przez przysłowiowe uchylone drzwi. Jak sam wspomina:

,, Odkład tylko mama nauczyła mnie czytać, a czytać umiałem już w pierwszej klasie, książki stały się moją pasją. Czytałem od świtu do nocy, w tempie jedna książka na dzień. Książki były moją ucieczką od rzeczywistości, marzeniem o życiu innym niż to w Kodniu. Czasem gdy książka była gruba, jak na przykład  Podróż do wnętrza ziemi, to w nocy, gdy już wszyscy zasnęli, włączałem żarówkę i czytałem, aż skończyłem. Nierzadko świt zastawał mnie nad lekturą. Gdy przeczytałem wszystkie książki z biblioteczki szkolnej, zaczynałem czytać je ponownie ‘’.

I teraz nie chodzi o to, że żeby coś osiągnąć w życiu trzeba teraz iść do najbliższej biblioteki i czytać wszystko na umór. A jeszcze gorzej myśleć teraz, że skoro ja nie zacząłem czytać tyle jak byłem dzieckiem no to oznacza, że nie mam w ogóle podejścia i nie ma szans czegoś osiągnąć. Nie. Uważam, że w tamtym momencie swojego życia Tadeusz Witkowicz zaczął WIERZYĆ w to, że może żyć inaczej i jednocześnie zaczął podważać byt jaki wokół niego funkcjonował. Zaczął widzieć piepszoną hipokryzję wśród dotychczasowych autorytetów.

,, Książki nie tylko otwierały mi oczy na świat, zauważyłem też, że nie wszystko, co do tej pory uznawano w Kodniu za niepodważalną prawdę, taką prawdą rzeczywiście było. Wiele z tzw. mądrości ludowych okazywało się zabobonem i przesądem. Zacząłem też dostrzegać nieścisłości  w tym, co mówili nauczyciele lub księża w kościele. (…) Były to moje pierwsze kroki na drodze NIEZALEŻNEGO myślenia ‘’ – Tadeusz Witkowicz

EMIGRACJA

Lata mijały i rodzina Witkowiczów dostała niespodziewane zaproszenie do osiedlenia się w Kanadzie przez swoją kuzynkę. Tadeusz był wtedy w liceum. Szkoła była w oddalonym od jego wsi mieście, gdzie poziom nauczania był znacznie wyższy przez co miał na początku problemu z nadgonieniem materiału a dodatkowo musiał mierzyć się często z obelgami ze strony nauczycieli oraz rówieśników, że pochodził ze wsi. Taka jedna z wielu ciemnot myślenia w PRL. Nie ważne co potrafisz i co sobą reprezentujesz, bo przecież chodzi o to z jakiej jesteś klasy społecznej.

Moim zdaniem to go jednak motywowało do tego aby jeszcze bardziej cisnąć z nauką tym bardziej gdy miał świadomość tego, że jego rodzina odejmowała sobie wtedy od ust aby mógł skończyć szkołę.  O swoich problemach nikomu nie mówił i sam wziął to na klatę.

Gdy pojawiła się oferta emigracji jego matka zobaczyła w tym szansę na wyciągnięcie jej rodziny z kodeńskiej biedy.  Jednak po wykonaniu potrzebnych badań dostali od urzędu informację zwrotną, że nie dostaną wizy z powodu ‘’ ważnych względów państwowych ‘’. Jego ojciec pisał odwołania, jeździł do urzędu jednak ostatecznie zrezygnowany oznajmił, że nie można z tym nic już zrobić. I wtedy szesnastoletni Tadeusz się wkurwił.

I mając zapewne bardziej zbudowaną pewność siebie przez to, że w szkole mimo fatalnej sytuacji z ocenami zdał wszystkie egzaminy i miał wewnętrzne przekonanie, że ‘’ jeśli się naprawdę uprę i będę tego chciał, to wygram’’. – powiedział swojemu ojcu co myśli o nim oraz jego osiągnięciach życiowych. Twierdził, że jeśli zostaną w miejscu, w którym są – to skończą jak on i jego pijani kumple. Prosił aby nie myślał tylko o sobie ale również o swoich dzieciach bo dla nich jest to duża szansa. Teraz cytat:

,, Ojciec spojrzał na mnie zdumiony i po namyśle powiedział:

– jeśli uda się załatwić, to ja też pojadę!

Wtedy do akcji wkroczyła mama. Objechała wszystkie możliwe urzędy, nachodziła wszystkich urzędników wręczając każdemu po drodze łapówkę. Aż wreszcie po prawie dwóch latach paszporty nam wydano ‘’. – Tadeusz Witkowicz

( swoją drogą jego matka zawsze była bardzo zawzięta i później w Kanadzie potrafiła przez 10 lat walczyć o wypłacenie dla siebie odszkodowania z pracy )

Witkowicze sprzedali wtedy całe gospodarstwo wraz z ziemią i zwierzętami za 800 dolarów. Po 11 dniach dopłynęli do swojej rodziny w okolicach Toronto i zderzyli się z szokującą prawdą, że tam trzeba pracować bo nikt nic im nie da, z kranu nie leci Johhny Walker a świat wcale tam nie wygląda dokładnie jak na pocztówkach przysyłanych przez ich ciotkę. Więc następnego dnia już zaczęli szukać pracy i wszyscy zaczynali od zbierania robaków w nocy, które potem były sprzedawane w sklepach wędkarskich.

Tadeusz w dzień chodził do gimnazjum Kanadyjskiego ( odpowiednik naszego liceum ) oraz uczył się angielskiego w pobliskim zakonie polskich felicjanek. W nocy chodził zbierać robaki aby mieć pieniądze na zakup książek, ubrań i na własne rozrywki. Wspomina, że w tym okresie nauczył się szacunku do pieniądza, dyscypliny oraz odpowiedzialności.

KARIERA NAUKOWA

Z racji, że w szkole dobrze szło mu rozumienie matematyki i fizyki to po jej ukończeniu poszedł na studia fizyczne bo po prostu uważał, że czuje się w tym dobry. Ten pomysł przyszedł mu do głowy na jednej z wycieczek szkolnych gdy byli ze swoją klasą w kilku laboratoriach fizyczno-chemicznych. Zajarał go klimat, komputery i inne cuda. Chciał zostać naukowcem i zwyczajnie mieć pieniądze na opłacenie rachunków oraz aby godnie żyć. Barierą była jednak kwota 3,5 tysiąca dolarów jakie trzeba było mieć aby je rozpocząć. Tutaj znowu wkroczyła jego mama, która załatwiła mu stałą pracę w robotach publicznych.

‘’ Jak już wspomniałem, mama jest osobą energiczną i upartą. Jeśli coś sobie postanowi, musi tego dopiąć. Gdyby trzeba było, zatelefonowałaby i do papieża. Chodziła, pukała do drzwi tak długo, aż tę pracę dla mnie wyprosiła ‘’.

( Taka upartość będzie towarzyszyć również i jemu. Jak buldog, który uczepia się nogawki i nie chce puścić – to się bardzo przydaje. )

Studia ponownie rozpoczął ( jak to sam nazywa ) z poziomu ‘’ outsidera ‘’. A to oznaczało, że jakikolwiek etap szkolny nie zaczął, zawsze musiał na początku zmierzyć się z dużo wyższym poziomem nauczania oraz traktowaniem go z góry za pochodzenie. W Polsce uczęszczając do szkoły w mieście było to pochodzenie ze wsi natomiast w Kanadzie było to bycie imigrantem.

Biuro na studiach
Źródło: Książka ” Od nędzy do pieniędzy ” Tadeusz Witkowicz

,, Po pierwsze zauważyłem, że Kanadyjczycy są nad wyraz nietolerancyjni. (…) Uważają Europejczyków, a szczególnie Polaków, za ostatnie barachło. Najgorsze były dzieci. Koledzy w szkole odnosili się do mnie okropnie. Wspólny język znajdowałem jedynie z imigrantami (…), którzy byli w podobnej jak ja sytuacji ‘’. – Tadeusz Witkowicz

Moim zdaniem stawianie go w takich sytuacjach sprawiło, że ma przez to twardą dupe. Bo jednak zawsze po wstępnym przygwożdżeniu pracował i uczył się tyle, że ostatecznie kończył semestr jako jeden z najlepszych udowodniając swoją wartość. I teraz pytanie czy przez to chciał zawsze coś udowodnić komuś czy sobie? To jest bardzo dobre pytanie, na które odpowiedź w książce można znaleźć ale warto to powiedzieć, że jedyną osobą jakiej powinniśmy coś udowodnić jesteśmy my sami. Pułapka w udowadnianie swojej wartości innym to pakt z diabłem, który może na krótką metę pomóc, jednak w dłuższej perspektywie kończy się nieszczęśliwie.  

Pierwszy rok zakończył z wyróżnieniem mimo początkowego noża na karku, czym pokazał sobie, że ‘’ jeśli się przyłożę, to jestem w stanie osiągnąć sukces ’’. Następne semestry zdawał już łatwiej, ponieważ miał już opracowany swój system nauczania. Na trzecim roku udało mu się nawet dostać stypendium z Fundacji Kościuszkowskiej i rok mógł spędzić w Krakowie na Uniwersytecie Jagiellońskim. W Polsce był teraz emigrantem z Kanady i ponownie zmierzał się z tym samym syndromem ‘’outsidera’’. Mając porównanie tych dwóch światów edukacyjnych pisze w książce o bardzo ciekawych spostrzeżeniach:

,, W Polsce w owym czasie – obawiam się, że jest tak nadal – na uczelniach panował feudalizm. Studenci traktowali asystentów jak półbóstwa, ci zaś jak boga traktowali swoich przełożonych docentów czy profesorów. Dla profesora student był śmieciem; pewna pani docent wręcz mnie wyzywała od durniów. Krew się we mnie burzyła, bo w Kanadzie profesorowie traktują studenta jak partnera do dyskusji. Często nas do siebie zapraszali, wypytywali o problemy, dyskutowali z nami, chodziliśmy wspólnie na piwo. Rzecz w Polsce nie do pomyślenia ‘’.

,, Zakres wiedzy, a zwłaszcza wymagania wobec studentów są w Polsce dużo większe niż w Kanadzie czy Stanach Zjednoczonych. Nie jest to jednak system zorientowany na samodzielność studenta, lecz na jego posłuszeństwo, ślepą dyscyplinę i podporządkowanie. Ogromna liczba zajęć, wykładów, ćwiczeń, wiele przedmiotów, a więc i wiele egzaminów, często zbędnych „.

( Słowo ode mnie: w pełni się z tym zgadzam i dodałbym jeszcze zbyt dużą ilość teoretyków nawet na praktycznych studiach budowlanych. Na Politechnice miałem dwie osoby, które szczerze szanowałem bo byli praktykami. Reszta to były osoby, które ukończyły szkołę i pracując tam dalej nie mają pojęcia jakie panują realia za uczelnią. )

,, W Stanach jest inaczej; tutaj charyzma człowieka odkrywana jest z czasem. Słabo zapowiadająca się jednostka, jeśli jest właściwie kierowana i trafi na sprzyjający grunt niezależności w myśleniu i działaniu, może się w pełni rozwinąć (…) W amerykańskiej nauce, technologii czy biznesie rzadko się zdarza, by jednostka wybitna została gdzieś po drodze ‘’ zagubiona’’, by jej talent został zmarnowany ‘’.

Tadeusz w trakcie pobytu w Krakowie poznał swoją przyszłą żonę Elżbietę, której oświadczył się w ostatniej chwili przed odlotem. Mieszkała w Stanach i również była na tym samym stypendium sponsorowanym przez Fundację Kościuszkowską. Po pewnych przebojach ( rząd Stanów myślał, że Tadeusz jest dezerterem amerykańskim z okresu wojny wietnamskiej ) wzięli ślub i zamieszkali razem w okolicy Toronto. Po skończonych studiach rozpoczął pracę w korporacji BNR jako fizyk-inżynier.

W skrócie i nie wchodząc zbytnio szczegóły. Dostał z góry do wykonania ważne zadanie, które do tej pory nie można było rozwiązać. Było ono ważne z perspektywy firmy gdyż usprawniłoby to procesy jakie w niej zachodzą oraz dawałoby przewagę konkurencyjną. Dzięki swojej jako takiej znajomości rosyjskiego dokopał się w bibliotece do badań rosyjskiego fizyka, który między innymi pomógł mu rozwiązać ten problem. Dzięki jego pracy firma zaliczyła naprawdę duży wzrost i Tadeusz głęboko liczył na to, że zostanie sowicie wynagrodzony. Jednak to jak zachowała się tak zwana góra w stosunku do niego było dla niego ciosem w policzek ( jednoznacznie nie wiedząc jak się później okazało, że to był najlepszy prezent jaki mógł na tamten moment dostać ) bo dali mu premię w wysokości 300 dolców, a dodatkowo zasługi wynikające z jego wynalazku podpierdzielił mu jego przełożony, który nazywał go od teraz SWOIM nowym systemem.

,, (…) wielkie korporacje zorganizowane są w sposób hierarchiczny; na górze stoją ci najważniejsi, dalej mniej ważni, im niżej, tym pośledniejsi. Wymiana informacji odbywa się w dwóch kierunkach – z góry w dół, i odwrotnie. Informacja, przechodząc przez poszczególne poziomy, jest filtrowana. Każdy poziom filtruje na swoją korzyść. Aby się wybić, trzeba umieć wykorzystywać ludzi, którzy pracują z tobą, pod tobą i nad robą, i nimi manipulować. Ja na taką grę chęci nigdy nie miałem i, mówiąc szczerze, nie miałem też do tego zdolności. W BNR było to jednak nieodzowne. Jako, że nie prowadziłem tej gry, byłem dla wyższych szczebli hierarchii niewidoczny. I nie miały znaczenia moje osiągnięcia, dorobek i racje ‘’.

Niewiele myśląc stwierdził, że ma ich wszystkich gdzieś i zaczął intensywnie myśleć o założeniu czegoś własnego. Po drodze dostał jeszcze ofertę z firmy ‘’ Valtec ‘’ i skusił się na nią, ponieważ dostał wolną rękę do zbudowania całkowicie nowego przedsięwzięcia od podstaw, w oparciu o technologię jaką opracował w poprzedniej firmie. Dostał ważne zadanie wymagające od niego nowych umiejętności. Robotę ostatecznie spiepszył.. ale nie do końca. Wszystko było zrobione dobrze tylko nikt nie pomyślał o tym, że sprzęt jaki wykonywał był dostosowany do sygnału satelitarnego w Kanadzie. Natomiast był prezentowany w Stanach Zjednoczonych gdzie sygnał nie jest taki mocny przez co prezentacja produktu się nie udała. Wystarczyło wiedzieć o tym przed wydarzeniem i wzmocnić zwyczajnie sygnał, no ale co z tego skoro firma zaliczyła klape.

,, Ted, taka impreza nie może się nie udać. Pomyśl, że skaczesz na spadochronie, popełniasz błąd i co? Giniesz! Doświadczony spadochroniarz sprawdza, czy spadochron jest dobrze spakowany. Pakuje też zapasowy. (…) W biznesie jest podobnie, musisz być zawsze przygotowany na najgorsze i mieć plan awaryjny, plan B ‘’.

Nie został zwolniony, jednak zrobił to sam z powodu chęci zrobienia czegoś własnego. Tym bardziej, że dzięki nowo nabytemu doświadczeniu zobaczył jak wygląda wzięcie samemu na barki odpowiedzialności za sukces danego przedsięwzięcia. Więc skoro był w stanie zrobić to u kogoś w firmie, to czemu nie miałby zrobić tego sam. Przy okazji zgarniając większą pule dla siebie.

PRZEDSIĘBIORCZOŚĆ

Gdy zaczął swój pierwszy biznes wiedział o sobie następujące rzeczy:

  • Wierzył w siebie

,, Poniosłem wiele porażek, a mimo to miałem wewnętrzne przekonanie, że jeśli się naprawdę uprę i będę tego chciał, to wygram ‘’.

Musimy wierzyć w siebie i w swoje możliwości, no bo jeśli my w siebie nie uwierzymy, no to kto to zrobi za nas?

  • Wiedział, że nie ma nic do stracenia

,, Powiedzieliśmy sobie, że spróbujemy zrobić coś na własną rękę. Jak się nie uda to pójdziemy znowu do pracy no i tyle. Nie było wielkich planów ‘’.

Ze swoich 10 tysięcy oszczędności, wziął połowę kwoty i za nią otworzył firmę.  Celem było zbudować produkt i trochę go sprzedać aby zarobić trochę więcej niż dostawali razem z pensji. Nie było wielkich planów. Tylko zrobić pierwszy krok.

  • Widział niszę w danej branży

Dzięki pracy widział na co jest zapotrzebowanie w branży technologicznej i z jakimi problemami mierzą się ludzie. Biznes to rozwiązywanie ludzkich problemów i zarabianie pieniędzy za rozwiązywanie ich przez to, że ludzie chcą Ci zapłacić za coś, co im ten problem rozwiąże albo go zmniejszy.

Witkowicz tak naprawdę nigdy nie myślał, że będzie prowadzić swoją firmę. Chciał być po prostu naukowcem aby móc opłacić swoje rachunki i żyć szczęśliwie. Jednak w TRAKCIE pracy zauważył, że może stworzyć coś co ludzie potrzebują.

To jest bardzo ważna wskazówka, która w języku fachowym nazywa się ‘’ wejściem w korytarz ‘’ i pisał o niej Harv Eker.

‘’ Wejdź w korytarz – znajdź sobie pracę w branży. Dowiesz się więcej, zamiatając i myjąc naczynia w jakiejś knajpie, niż przez dziesięć lat przyglądania się, jak to działa, z zewnątrz ‘’. – Harv Eker, Bogaty Biedny Po prostu różni mentalnie

,, Chodzi o to, żeby wejść tam, gdzie chciałbyś znaleźć się w przyszłości, w jakiejkolwiek roli, żeby jakoś zacząć. To zdecydowanie najlepszy sposób, żeby poznać jakiś biznes, ponieważ po pierwsze widzi się go od środka. Po drugie, można nawiązać potrzebne kontakty, co nigdy nie byłoby możliwe z zewnątrz. Po trzecie, gdy już jesteś w korytarzu, wiele innych okazji może się przed tobą otworzyć. To znaczy, kiedy już zobaczysz z bliska, jak to naprawdę działa, możesz odkryć niszę dla siebie, której wcześniej nie dostrzegałeś. Po czwarte, możesz się przekonać, że tak naprawdę nie odpowiada ci dana branża, i na szczęście przekonasz się o tym, zanim wejdziesz w nią zbyt głęboko ‘’ – Harv Eker, Bogaty Biedny Po prostu różni mentalnie

Dokładnie w takiej sytuacji znalazł się Tadeusz Witkowicz. Widział jak funkcjonują procesy w firmie i porwał się ze swoją ambicją na dany projekt w jakim widział zapotrzebowanie, dzięki temu, że był w ‘’korytarzu’’.

  • Wiedział czego mu brakuje ( potrzebował handlowca )

Dzięki temu, że  ‘’ wszedł w korytarz ‘’ Witkowicz widział , jak są skonstruowane procesy w firmie i dzięki temu mógł zobaczyć co przekłada się na poprawne funkcjonowanie przedsięwzięcia. On czuł się dobrze w znajdowaniu niszy ( czyli znalezieniu zapotrzebowania na rozwiązanie problemu), tworzeniu procesów ( rekrutacja, szkolenia  personelu itd. ) i w zarządzaniu produkcją danego produktu. Jednak bardzo dobrze wiedział, że sukces każdego przedsięwzięcia zależy od dobrego sprzedawcy, który taki produkt potrafi sprzedać. Nie czuł się w tym dobrze więc swój pierwszy biznes ( oraz każdy następny ) zaczynał zawsze ze sprzedawcą.

  • Kwestionował normy i kierowała nim rządza osiągania

,, Umiejętność kwestionowania ustalonych norm i reguł przydała mi się w życiu i w biznesie nie raz ‘’.

,, (…) A wszystko dlatego, że odważyliśmy się podważyć coś, co wyglądało na niepodważalne. Nie znaczy to, że zawsze należy kwestionować wszystko i nikomu nie wierzyć.  Nie! Chodzi jedynie o to, aby mieć odwagę zrobić to wtedy, gdy fakty i logika rzucają podejrzenia na prawdy głoszone przez tzw. autorytety ‘’.

  • Był głupi

I teraz o co chodzi. W ogóle dlaczego jest to tutaj wymienione. Oczywiście Tadeusz jest bardzo mądrym facetem ale chodzi tu o inny rodzaj głupoty.

,, Czasami zastanawiam się, gdybym wiedział co mnie czeka w mojej pierwszej firmie, czy zaryzykowałbym i ją założył. Prawdopodobnie nie ‘’.

I najlepszy fragment wyczerpujący ten temat dokładnie pochodzi z genialnej książki Stevena Pressfielda ‘’ Do roboty ‘’. To chyba najlepszy fragment tłumaczący dlaczego bycie niedoświadczonym jest zarówno wadą jak i zaletą.

,, Oto trójka najgłupszych facetów, jacy przychodzą mi do głowy: Charles Lindbergh, Steve Jobs i Winston Churchill. Dlaczego? Ponieważ każdy rozsądnie myślący człowiek na ich miejscu, wiedząc, jak niezmiernie trudne zadania sobie wyznacza, zrezygnowałby z ich realizacji, nie robiąc nawet jednego kroku na drodze do celu. Ignorancja i arogancja to niezbędni sprzymierzeńcy artysty i przedsiębiorcy. Musisz być niezorientowany w temacie na tyle, byś nie zdawał sobie sprawy z tego, na co się porywasz. Musisz być też na tyle próżny, byś wierzył, że niezalenie od wszystkiego uda Ci się zrealizować Twoje zamiary ‘’. – Do roboty – Steven Pressfield

To jest odpowiedź na to dlaczego młodzi ludzie widnieją jako główni twórcy postępu ludzkości, bo nie doświadczyli jeszcze wielu porażek i uważają, że wszystko jest możliwe – bo nie wiedzą, że nie wiedzą. To oczywiście stanowi ŚREDNI wynik bo wiele ludzi nawet i w podeszłym wieku osiąga niesamowite rezultaty i każdy ma takie same szanse.

( Wracając do tekstu ) Wszystkie firmy Witkowicza były w branży technologicznej. W KAŻDEJ z nich jego początkowa taktyka polegała na:

  1. Jak najszybszym rozwiązywaniu problemu jaki istnieje
  2. Zdobyciu zaufania na rynku dostarczając dobrą usługę
  3. Zbudowania zaufania klientów PRZED wejściem konkurencji – bo wiedział, że jeśli świat dowie się o jego rozwiązaniu to pojawią się ludzie, którzy zaczną robić to samo. Lecz zanim wypuszczą dany produkt no to jego firma będzie już miała wyrobione opinie klientów oraz zaufanie na rynku. A przez to będzie zawsze o krok dalej przed resztą.

‘’ Są dwie kategorie produktów. Kategoria ” must have ”, czyli są one potrzebne w pierwszej kolejności ( jedzenie, transport, leki ). Gdzie klient sam wie, że trzeba to kupić i  szyciej podejmuje decyzję zakupową. Druga grupa to kategoria ‘’ nice to have ‘’, która składa się z większości biznesów ( podróże, gry komputerowe, hobby, rozrywka ). W tej drugiej kategorii proces sprzedażowy jest o wiele dłuższy bo najpierw trzeba stworzyć potrzebę a potem udowodnić, że ma się najlepszą ofertę. Przez co przedłuża się proces zakupowy klienta i zwiększa się o wiele koszt marketingu. Najlepiej jest startować oczywiście na nowym rynku bo jest bardzo dynamiczny, znajduje się w nim wiele luk i możliwości, a potencjalnych inwestorów charakteryzuje wysoka chciwość ‘’.

( A pro po chciwości inwestorów na nowym rynku to widać to na przykład na rynku kryptowalut )

Tadeusz starał się być jak najbliżej pierwszej kategorii ‘’ must have ‘’. W firmie w której pracował zauważył, że stacje telewizyjne zaczynają coraz częściej jeździć w teren po to aby móc na żywo nadawać relację z wypadku, meczu lub jakiegokolwiek ważnego wydarzenia. Problem był taki, że stacja telewizyjna nie zawsze mogła zaparkować samochodem blisko miejsca nadawania transmisji. Często musiała ciągnąć z kamery do samochodu ( z którego nadawana była transmisja ) kabel telewizyjny, który po pierwsze –  bardzo dużo ważył, a po drugie często zakłócał jakość dźwięku. Tadeusz zauważył szansę w tym, że nikt nie rozwiązał problemu ciężkości kabla. Więc w oparciu o swoje doświadczenie zdobyte w pracy stwierdził, że zrobi to pierwszy.

,, Ustaliliśmy z żoną, że przeznaczymy na biznes tylko połowę oszczędności. Pomysł jej się podobał, ale wiedziała, że nie możemy zostać bez grosza. Tym bardziej, że żadne z nas nie miało stałego dochodu. Musieliśmy być przygotowani na najgorsze. A najgorszy scenariusz zakładał, że stracimy pięć tysięcy dolarów, pozostałe pięć wystarczy na rok czynszu, na życie pożyczymy od teścia, trochę Elżbieta dorobi w nieruchomościach i tak się przez rok przemęczymy. Jeśli biznes nie ruszy, pójdę do normalnej pracy i zapomnę o wszystkim ‘’.

W 1980 roku założył firmę Artel. Do swojego zespołu zrekrutował ludzi, z którymi pracował wcześniej w tej samej firmie. Zwyczajnie podbił do pracownika z jego zespołu z zapytaniem o zrobienie czegoś wspólnie.

,, – Tim, mam pomysł założenia własnego biznesu.

Zapalił się.

– Jest tylko jeden problem. Nie mam pieniędzy. Chciałbym, żebyś zaczął tę firmę ze mną, ale nie będę Ci płacić. Dam Ci udziały w firmie i będziesz pracować za darmo. Dopóki nie pojawi się dochód. Co ty na to? ‘’

Zgodził się. Taką samą ofertę złożył innym swoim kumplom z pracy, o których wiedział, że chcieliby zrobić coś więcej. Zrekrutował w ten sposób czterech wspólników.

,, Każdy z nich miał trochę oszczędności, rajcowała ich perspektywa stworzenia czegoś wyjątkowego, wiedzieli, że jeśli się uda, każdy na tym zarobi. I to dużo. Ta darmowa praca była inwestycją w siebie.

Praca ,, za darmo’’, czyli udziały w start-up’ie jest w USA czymś na porządku dziennym. (…) To dla inwestorów żywy dowód, że założyciele firmy wierzą w sukces ‘’.

Plan na papierze był prosty. ( Na papierze zawsze tak wygląda ) Pracować tyle aby zbudować potrzebny produkt. A następnie przedstawić go za pół roku na Konferencji Nadawców Radiowych i Telewizyjnych ( nigdy bym nie pomyślał, że takie coś istnieje ), a tam dostać kontrakt od jakiejś stacji telewizyjnej.  Na wykonanie tego wszystkiego mieli cztery miesiące, więc pracowali po czternaście godzin dziennie. W międzyczasie szukali kapitału na przetrwanie, ponieważ budżet założycielski w wysokości 5 tysięcy dolarów zaczął topnieć. Wiedzieli, że na produkcję produktu potrzebowali 250 tysięcy dolarów lecz po kilku wstępnych prezentacjach trudno było im znaleźć inwestora, więc wpadli na pomysł aby podzielić tę kwotę na 20 udziałów po 12,500 dolarów i to był strzał w dychę. Bo wtedy zyskali kapitał w wysokości 150 tysięcy dolarów i pozwoliło im to dokończyć produkt na zbliżające się targi.

Na nich okazało się, że istnieje firma, która robi DOKŁADNIE taki sam produkt. Jeden do jednego. Co gorsze, oferuje takie samo rozwiązanie problemu za połowę ceny jakiej oczekiwał za swój produkt Witkowicz. Tak naprawdę leżałby już wtedy znokautowany na ringu i to byłby już koniec tej historii.. gdyby nie jego wspólnik Rick zajmujący się sprzedażą. Witkowicz zauważył, że produkt konkurencji faktycznie robi dokładnie to samo, lecz brakuje mu kilka dodatkowych funkcji jakie oni posiadają. Było to na przykład informowanie o dokładnym miejscu awarii sprzętu i podawaniu jego przyczyny, co w przypadku transmitowania czegoś przez długi kabel było bardzo przydatne dla stacji telewizyjnych a nawet i wojska, dla których każda minuta opóźnienia w transmisji kosztowały dużą cenę. Gdy przybity Witkowicz opowiedział to, ten zaczął się cieszyć.

,, – i to jest właśnie droga! Oni produkują proste, tanie pudełka, my robimy cadillaca. Nie tylko nie obniżymy ceny, ale ją podniesiemy! Nasz system jest bardziej funkcjonalnym bardziej praktyczny i dlatego kosztuje więcej. System produkowany przez konkurentów jest prosty, mało praktyczny i dlatego tańszy! To nie jest porażka. To zwycięstwo! ‘’.

,, Po raz kolejny zrozumiałem, że różnica między klęską a sukcesem leży w niewielkim urządzeniu zwanym.. mózgiem. Byliśmy przecież tak blisko od totalnego upadku. Pełni nadziei, choć wciąż z wątpliwościami, bo wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy na pewno, czy strategia cadillaca sprawdzi się w praktyce ‘’.

Mijał już rok działalności i firma zakończyła go z zyskiem na poziomie 100 tysięcy dolarów, jednak z bycia podwykonawcą technicznym zupełnie innym projekcie. Póki co byli bez żadnej sprzedaży produktu i nie zapowiadało się, że ta sytuacja się zmieni. Jednak Richowi udało mu się umówić na spotkania z dwoma wielkimi gigantami sieci telekomunikacyjnej, którzy przez długi czas go olewali lecz ten nie dawał za wygraną i w końcu udało mu się z nimi spotkać ( duże sieci były ich naturalnymi dostawcami ). Na pierwszym spotkaniu został wyśmiany. Drugi jednak widział w tym okazję do tego aby móc komfortowo przeprowadzić transmisję ze zbliżającego się lądowania statku kosmicznego na pustyni Mohave w Kalifornii. Produkt pozwalał im emitować na żywo nie tylko obraz, ale i głos, informując równocześnie, jak urządzenie działa. Zdecydowali się podpisać z nimi kontrakt i Witkowicz wiedział, że jest to dla nich wielka szansa i nie można pozwolić sobie na błąd.

Transmisja przebiegła jak najbardziej pomyślnie ( Najpewniej dzięki stalowym jajom inżynierów oraz godzinach pracy w przygotowywaniu sprzętu ) i potem nastąpił stos zamówień na ich produkt. Czyli przez rok z hakiem – padaka, żeby po tym czasie być przygotowanym na walkę wieczoru.

,, Zrozumiałem wtedy, że cała sztuka wchodzenia w nowy biznes polega na tym, żeby mieć unikalną ofertę i nie bać się dużych konkurentów. Nasze przekaźniki były unikalne. (…) Cały nasz marketing – promocja, broszury, opisy i prezentacje dla klientów – promował strategię bezpiecznej transmisji i od tej strategii nie odbiegały. Kreowaliśmy się w ten sposób na specjalistów od bezpiecznej transmisji. Bo na rynku, tak jak w polityce, trzeba siebie zdefiniować. Jeśli młoda firma tego nie potrafi, to rynek ją zdefiniuje sam. (…) Klient podobnie jak pacjent, woli iść do małego gabinetu lekarza specjalisty, niż do dużego szpitala, w którym pracuje kilkudziesięciu lekarzy. (…) Dlatego jedyną szansą małej firmy jest skupienie się na marginesie tego, co tworzą giganty. Na marginesach konkurencja jest zwykle słabsza ‘’.

Pomimo zamówień występował u nich brak płynności finansowej, ponieważ czas od produkcji do dostania pieniędzy za produkt zajmował niekiedy okres 90 dni, a po drodze występowały koszty ( zaczęli płacić pensje inżynierom ).  Dodatkowo potrzebowali znowu kapitału na to, żeby jeszcze mocniej wejść w rynek by zwiększyć produkcję oraz zatrudnić kolejnych sprzedawców. Balansując na granicy wypłacalności szukali kolejnych inwestorów. Całą sytuację odmienił telefon maklera z Portland z pytaniem czy są im potrzebne pieniądze. Zaproponował wejście na giełdę i spotkanie z prezesem ich firmy.

W negocjacjach Witkowicz wraz z Richem oraz adwokatem popisali się naprawdę stalowymi jajami. Zaproponowano im pięć milionów dolarów w zamian za 20% udziałów firmy. Warunki były już wspaniałe i rozwiązywały wszystkie problemy finansowe firmy. Jednak Rich nie chciał pokazać, że są zdesperowani przyjęciem na szybko oferty i odpowiedział, że muszą się nad tą ofertą zastanowić. Po rozmowie z adwokatem stwierdzili, że można na spokojnie wynegocjować jeszcze większą kwotę. Ten pomysł popierał Rich. Tadeusz przeżywał roller coaster emocjonalny. Oddzwonili do maklera i powiedzieli, że nie zgadzają się na taką kwotę i chcą 9 milionów dolarów. Ten powiedział, że chyba oszaleli bo akcję są już sprzedane i za późno na zmiany po czym rzucił słuchawką. Rozmowa się urwała.

Takiego obrotu spraw się nie spodziewali i siedzieli teraz we trójkę w totalnej ciszy czując, że z własnej głupoty i chciwości leżą na plecach. Nagle dzwoni telefon z sekretariatu maklera ze zgodą na kwotę 6 milionów dolarów, jednak dalej adwokat rozmawiający z nimi przez telefon powiedział, że chcą dodatkową godzinę na podjęcie decyzji. Tadeusza trafia szlag bo nie podobała mu się ta adwokacka gra, jednak ufał swoim wspólnikom. Rich cały zbladł. Adwokat czekał co do minuty z wybiciem godziny i oddzwonił do biura maklerskiego, że ofertę przyjmują. ( naprawdę jak czyta się ten fragment w książce to sam czujesz zimny pot na karku )

,, A więc idziemy na giełdę! (…)  W trzy dni akcje poszły z 6 do 14 dolarów za udział. My oczywiście dostaniemy tylko po 6 dolarów, ale satysfakcja jest. Siedzimy z Richem i mnożymy, ile też jesteśmy teraz warci. I wyszło, że po 14 milionów. Każdy! Za głowę się złapałem, choć to tylko na papierze. Dla faceta, który kilkanaście lat temu przyjechał z zabitej dechami Polski, którego najdroższy garnitur kosztował kilkanaście dolarów na przecenie, zostać milionerem to był szok. (…) Miałem 33 lata, całkiem nieźle ‘’.

,, Półtora roku później jeden udział, który nominalnie kosztował 12,500 dolarów, wart był ponad 13 razy więcej. Faceci z St. Louis za swoje 100 tysięcy otrzymali 1,3 miliona. Starsza pani, która jako pierwsza zainwestowała w nas dwa razy po 12,500 tysiąca, w ciągu dwóch lat zarobiła więcej niż przez całe życie na swoich trzech sklepach ‘’.

Po chwilach dumy i spełnienia naszedł czas na kolejne wyzwania. Pracy było teraz jeszcze więcej bo poza sprawami technicznymi i sprzedażowymi trzeba było jeszcze udzielać wywiadów dla prasy oraz rozmawiać z niecierpliwymi inwestorami, których nie obchodziła sytuacja w firmie a JEDYNIE wzrost cen akcji. Witkowicz pracował jeszcze ciężej zatrudniając kolejnych inżynierów oraz sprzedawców ( firma miała wtedy zespół 100 pracowników ) a tymczasem jego wspólnik Rich zaczął mniej przykładać się do pracy i podchodził do firmy olewająco. Zaczął interesować go tylko komfort, wygodne życie i wykonanie od czasu do czasu wymaganej od niego pracy.

I teraz jest to dobry fragment aby opisać jakim szefem był Tadeusz Witkowicz?

,, Stworzyłem atmosferę otwartych drzwi, poczucie wspólnoty i doceniania każdego, niezależnie od pozycji lub tytułu. Organizowaliśmy mniej lub bardziej formalne spotkania, konkursy na pomysł biznesowy, pikniki, turnieje sportowe. (…) Wszystko po to aby ludzie czuli, że firma to druga rodzina, że warto się w nią angażować. W ostatni piątek kwartału robiliśmy zebrania wszystkich pracowników przy piwie i kanapkach po to, by porozmawiać o osiągnięciach, trudnościach jakie trzeba pokonać, odpowiedzieć na pytania pracowników, no i pobyć ze sobą ‘’.

,, Nikogo nie obwiniam, nigdy. Obwiniam zawsze siebie, bo sam steruje własnym życiem. Jestem szefem bardzo wymagającym, ale świecie przykładem. Nigdy nie wymagam od nikogo więcej niż od siebie ‘’.

Witkowicz dwoił się i troił aby firma szła dalej w wyznaczonym przez siebie kierunku.. ale. Te magiczne ale. Poprzez wejście na giełdę, Witkowicz musiał się teraz liczyć z radą nadzorczą, która miała duży wpływ na funkcjonowanie firmy. Zapowiedziano wypuszczenie nowego unikalnego produktu na który nagrzali się wszyscy sprzedawcy, inżynierowie a co najgorsze prasa. Przez wycieki informacji gazeta opisywała: jakie to unikalne rozwiązanie na rynek planuje firma Artel – co spowodowało nadmuchanie cen akcji, a również zatrzymanie dotychczasowej sprzedaży przez klientów, którzy postanawiali wstrzymywać się z zakupem aż do wypuszczenia nowego urządzenia. Witkowicz myślał, że ma wszystko pod kontrolą więc pozwolił na rozgłos wiedząc, że w najbliższym czasie produkt się ukaże. Jednak ( niestety te słowo przynosi kłopoty ) dostał telefon z produkcji, że mają problem z urządzeniem i naprawa zajmie im 3 miesiące. Po tym czasie znowu coś nie działało i potrzebowali kolejnych 3 miesięcy. Potem kolejnych. W tym samym czasie Witkowicz pod naradzie z radą wyrzucił z firmy niespełniającego wymagań Richa a w jego miejsce zatrudnili Jeffa ( był to adwokat, który pomagał im wejść na giełdę ), który akurat zaliczył bankructwo i prosił Tadeusza o pracę dla niego.  

Wypuszczenie produktu przeciągało się w czasie, akcje firmy spadły do jednego dolara a Tadeusz dostał właśnie telefon od jednego z przedstawicieli rady nadzorczej, który powiedział mu, że muszą się niezwłocznie spotkać. Gdy to nastało Tadeusz dowiedział się, że zostaje usunięty z firmy przez swoje nieudolne prowadzenie jej w ostatnim czasie i w jego miejsce zasiądzie.. Jeff. Jak się okazało to on był wyciekiem informacji w firmie, a dodatkowo wszystkie problemy o jakich mówił mu Tadeusz ten przekazywał to wszystko radzie nadzorczej. Ostatecznie Tadeusza faktycznie wyrzucono z własnej firmy i w jego miejsce przyszedł jakiś fachowiec światowego formatu. Nowy CEO napompował ponownie akcje w górę, co skłoniło Tadeusza do sprzedaży swoich udziałów i zarobieniu na nich kilka milionów dolarów.

DRUGI BIZNES

Przez długi czas po tym zdarzeniu Witkowicz cierpiał na depresję. Miał co prawda dom, żonę i pieniądze jednak cały czas czegoś mu brakowało. Czuł się obrabowany z godności, jednak mimo to postanowił przeanalizować popełnione błędy i wykorzystać zdobyte doświadczenie na założenie drugiego biznesu. Uważam, że jest to dobry moment aby opowiedzieć o jego wizycie u psychologa ( u którego był już przed założeniem pierwszej firmy ) jednak teraz jest dobry moment aby o tym powiedzieć, żeby zrozumieć dlaczego nie mógł wysiedzieć w miejscu i wyznaczał sobie kolejne cele podczas gdy spora część ludzi w jego obecnej sytuacji życiowej, zwyczajnie wyjechałaby na przysłowiowe Bieszczady i miała wszystko gdzieś.

,, Poszedłem do psychologa. Rozmawialiśmy przez parę miesięcy. Opowiadałem mu o sowich marzeniach, że ciągle gonie za czymś i nigdy nie jestem szczęśliwy. Czegoś mi ciągle brak i dokąd ja pędzę, bo właściwie nie wiem dokąd. On odpowiedział: wiesz co? Ty nie pędzisz dokądś tylko uciekasz od czegoś. Więc opowiedz mi o swojej rodzinie. Zacząłem odpowiadać wszystkie swoje historię. Ojciec alkoholik, bił matkę, matka biła ojca. Komornicy, bieda. O tym jak musiałem chodzić w połatanych spodniach. O tym jak raz szedłem na zabawę szkolną i mi się porwały spodnie z tyłu. Miałem oko na taką fajną Krystynę i chciałem z nią zatańczyć. W domu nikogo nie było więc nikt nie mógł mi pomóc. Wziąłem kawałek drutu i zszyłem tym dziurę. Całą zabawę stałem przy ścianie i się bałem wyjść bo wiedziałem, że jak tylko odejdę to będzie śmiech. Całą zabawę patrzyłem jak Krystyna sobie tańczy z chłopakami a ja sobie stoję. I on mówi: no właśnie , uciekasz od tej biedy, od tego wstydu. Nie gonisz do celu , tylko uciekasz od obaw ‘’.

Do tej pory pomimo sporego zabezpieczenia finansowego dalej ma ten sam problem.

,, Ja uważam, że ten psycholog przeanalizował mnie dobrze. Uciekam od tego wstydu i obawy, że będzie źle. Nigdy dla nie mnie będzie wystarczająco dobrze, żebym się nie martwił. Muszę patrzeć aby nie było źle. Też się martwię o to, że kiedyś się wszystko wywali i będę biedny. Nie wiem co bym zrobił i czy wytrzymałbym to psychicznie. Żebym był tam gdzie byłem. Na wsi w Kodniu, w tej budce. To jest myślenie człowieka, który się boi upadku ‘’.

Po długim analizowaniu rynku ( który wtedy pod koniec lat 80tych zaczął kupować dużo komputerów ) zobaczył, że duże firmy mają problem z łączeniem ze sobą tych urządzeń. Dzisiaj to się nazywa router. Produkt pozwalał wtedy tworzyć na wielu urządzeniach taki wewnętrzny internet, tylko że wtedy nikt tego tak nie nazywał. Stwierdził, że nie ma co za dużo analizować bo pomysł to tylko teoria. Trzeba działać i rynek zweryfikuje ale wszystkie założenia i obliczenia wskazywały, że zapotrzebowanie na coś takiego jest ogromne. Firmę nazwał Crosscom.

Poprzez ogłoszenie w prasie znalazł osobę, która była w stanie zbudować dla niego prototyp takiego urządzenia. Miał na imię Dave i za wykonanie tego wystawił ostatecznie rachunek na 160 tysięcy dolarów oraz 0,7% akcji firmy. Witkowicz płacił mu ze swoich własnych pieniędzy.  Jednak czas mijał i nie widziano końca zrobienia prototypu, więc Tadeusz zatrudnił z polecenia inżyniera Larrego w zamian za 6% udziałów firmy, który zajął się dalej tym urządzeniem. Dave był za drogi. Larremu udało się to wykonać i nawet zyskali już pierwsze zamówienie na 50 tysięcy dolarów, jednak mimo to aby ruszyć z produkcją potrzebne im były pieniądze. Potrzebne im było 750 tysięcy dolarów. Sięgnęli po stare kontakty i znaleźli inwestora, który po zrobieniu analizy rynku stwierdził, że zapotrzebowanie na rynku występuje, produkt jest świetny lecz nie zainwestuje w tę firmę bo z ich informacji wynika, że Tadeusz Witkowicz nie nadaje się na funkcję prezesa firmy.

,, Nie raz miałem później satysfakcję, domyślając się, jak musieli sobie pluć w brodę. Na tych swoich 750 tysiącach zarobiliby 150 milionów dolarów! Dwadzieścia tysięcy procent! Idioci. Wtedy jednak jeszcze tego nie wiedziałem i dlatego czułem się jak ktoś, kto wpadł do latryny ‘’.

,, To jest mój cykl: niepowodzenie, panika, załamanie psychiczne, depresja, dno. Potem zaczynam się od dna odbijać. Najgorsze to poddać się i zrezygnować. Ten, kto rezygnuje, a zwłaszcza ten, kto za szybko rezygnuje, przegrywa życie. Niestety większość ludzi, tak w biznesie, jak i w życiu, rezygnują za wcześnie.

Miałem to wyćwiczone dziesiątki razy.

,, No to odbijamy się, Witkowicz’’ – myślę, choć nadal nie mam pojęcia, jak to zrobić ‘’.

Firma przez brak środków i kilka ubytków w produkcji straciła kilka ważnych kontraktów. Zatrudniani byli nowy pracownicy w zamian za udziały firmy lecz prywatne pieniądze Witkowicza rozchodziły się błyskawicznie. Całą sytuację firmy odmieniła wtedy jedna osoba. Nazywał się Nikel, który był sprzedawcą szukającym pracy. Bardzo mocno chciał spotkać się z Witkowiczem lecz ten go zbywał. W końcu po którejś próbie kontaktu z nim zgodził się z nim spotkać.

,, Opowiedział mi swoją historię. Przyjechał do Stanów służbowo, z Południowej Afryki, jako przedstawiciel tamtejszej firmy. Dwa miesiące później, gdy jeszcze był w USA, powiadomiono go, że biznes splajtował. Postanowił nie wracać.

– Tad ja wiem, że jestem kowalem własnego losu, i chcę cię o tym przekonać – powiedział z naciskiem, przełykając nerwowo ślinę. – Ja bardzo chcę osiągnąć sukces. Bardzo!

Ujął mnie swoją determinacją i wdziękiem. Łza mi się w oku zakręciła, bo kowadło własnego losu dobrze poznałem na własnej skórze i wiem, jaka to ciężka robota. (…) Czułem doskonałą chemię od pierwszego wejrzenia. Przyjąłem go do pracy, dałem mu tytuł wiceprezesa i dziesięć procent akcji firmy. (…) To była moja najlepsza decyzja w życiu. Nigel uczynił mnie człowiekiem zamożnym. Dzięki niemu stanęliśmy na nogi, a potem rozwinęliśmy się w wielomilionowy biznes, który 80% swego sukcesu zawdzięcza właśnie jemu. (…) Nigel siedział od rana do nocy na telefonie. Należy do tej grupy ludzi sukcesu, którzy osiągają szczyty ze strachu przed porażką. (…) Błagał, prosił, jęczał tak długo, aż rozmówca umówił się z nim na spotkanie. Był przy tym taktowny, elegancki, dobrze wykształcony, miał brytyjski akcent (…) nigdy się nie poddawał, zawsze walczył. Co dzień Nigel szedł do pracowni inżynierów, aby podzielić się z nimi nowo odkrytym klientem, a to ich podbudowywało. (…) Motywacja, profesjonalizm i dobry serwis to fundament sukcesu w każdym biznesie. Do firmy powrócił spokój ‘’.

Dzięki temu zaczęli sobie radzić bez inwestorów. Zakończyli rok z obrotem 4 milionów dolarów. Co ciekawe dalszy plan strategiczny polegał na znanej już nam metodzie na ‘’ Cadillaca ‘’. Mianowicie istniał konkurent, który zaczął produkować również takie przekaźniki pięć razy taniej niż oni. Jednak po analizie odkryli, że brakuje im kilku funkcji jakie oni posiadali. Między innymi produkt crosscomu był szybszy, pozwalał łączyć ze sobą urządzenia nawet na bardzo dużych odległościach a co najważniejsze można go było ulepszyć w taki sposób, aby mógł łączyć ze sobą komputery produkowane przez różne firmy ( to było wtedy bardzo istotne, bo każda firma miała inną technologię ) . I faktycznie tak było. Całą strategia marketingowa zaczęła być kreowana pod produkt kompleksowy dla dużych sieci korporacyjnych.  

Trzeba było tylko jeszcze bardziej produkt ulepszyć, więc inżynierowie siedzieli teraz w pracowni po 80 godzin tygodniowo przez trzy miesiące, aż zbudowali lepszy system.

,, Taka jest Ameryka. Jak trzeba, to człowiek rzuca wszystko, walczy i nie poddaje się. Dlatego Amerykanie są (prawie) we wszystkim numerem jeden. Innym nacjom brakuje pary, wiary i pracowitości ‘’.

I teraz drugi cytat a pro po strategii ‘’ Cadillaca ‘’:

,, Bo dla klienta liczy się wartość, a nie cena. Potrafię sprzedać drożej, bo sprzedaję coś więcej. Zamiast obniżać cenę, zastanów się nad podniesieniem wartości. Dobry producent nie sprzedaje produktu, lecz rozwiązanie problemu ‘’.

Z takim mocnym zapleczem Witkowicz zaczął rozmawiać z firmą inwestycyjną. Co prawda CrossCom zaczęła na siebie zarabiać sama lecz dalej potrzebne były pieniądze na polepszenie organizacji firmy. Póki co Tadeusz nie mógł już więcej korzystać z własnych oszczędności, ponieważ przekroczył już wyznaczony wcześniej próg, którego nie mógł już ruszać ze względu na bezpieczeństwo swojej rodziny. Przekonał inwestorów swoją osobą. Miał prostą zasadę: mów prawdę. Dostał 2,5 miliona dolarów w zamian za 25 procent akcji oraz cenne wskazówki, które mógł wykorzystać do zawężenia niszy swojego produktu.

,, Unikalność naszego produktu i związana z tym strategia marketingowa były podłożem sukcesu, jednakże od samej strategii, jak już wspomniałem, ważniejsze była jej realizacja, czyli marketing, i dokładne celowanie w klientów najbardziej podatnych na unikalność oferty ‘’.

Ruszyli z kopyta. Z takim kapitałem, niszowym produktem i zamówieniami chcieli zrobić jak największy szum wokół siebie. Idąc za radami od ostatniego inwestora, Witkowicz zorganizował około 100 seminariów na żywo w Stanach, Kanadzie oraz Europie na których opowiadali o tym czym się zajmują, jaki problem rozwiązuje ich produkt. Zero sprzedaży tylko sama merytoryka. Jak się później okazało to był strzał w dziesiątkę, ponieważ nie tylko zyskali rozgłos ale ludzie mogli po ludzku zobaczyć kto stoi za tym projektem.

,, Bez względu na to, co się robi, jeśli zrobi się to najlepiej na świecie, to się zarobi . Powtarzam tę maksymę młodym przedsiębiorcom w Polsce. Chce ich przekonać, że najwyższa jakość równa się najwyższej wartości. Prędzej czy później klienci dostrzegą, że jesteśmy najlepsi ‘’ .

,, Wiedziałem, że determinacja i pracowitość to moje mocne strony i jeśli się uprę, to sukces osiągnę, czego dowodem było pokonanie większości przeszkód, jakie rzucało mi pod nogi życie. Dopiero Roger pomógł mi uświadomić, że takie postępowanie jest normalne i stanowi fundament sukcesu zarówno w życiu, jak i w biznesie. Wizja, analiza, własne przekonanie o słuszności wyboru, wyznaczanie celu, skoncentrowanie na nim wszystkich sił i praca, wytrwała ciężka i niekończąca się praca, a po drodze korekty powodowane doświadczeniem – oto zasada skutecznego działania. Ona zawsze działa i zawsze prowadzi do sukcesu.

Ludzie szukają lekkiego chleba, genialnych pomysłów, recept na szybki sukces. Takich cudów nie ma, sukces jest dziełem wytrwałych. Niedawno zgłosił się do mnie młody człowiek z Polski, abym mu poradził, jak zostać milionerem. Pytanie trochę śmieszne, ale pytał na serio, więc mu odpowiedziałem. Powtórzyłem mu powyższą formułę. Lepszej nie znam i poza wygraną na loterii, lub niespodziewanym spadkiem, nigdy lepszej nie poznałem ‘’.

Był rok 1992. Im coraz lepiej szło tym bardziej Witkowicz myślał o wejściu na giełdę. Drzwi do największych maklerów Wall Street otworzyli mu inwestorzy. Przekonał trzech dużych graczy do wprowadzenia go na giełdę. Kartą przetargową był końcowy slajd w jego prezentacji pokazujący ‘’ schody do nieba ‘’, czy zestawienie słupków sprzedaży oraz zysków firmy CrossCom. Od 4 lat każdy następny kwartał był lepszy od poprzedniego. To ich kupiło.

Schody do nieba
Źródło: Książka ” Od nędzy do pieniędzy ” Tadeusz Witkowicz

Po żmudnym podpisaniu umów maklerzy zorganizowali dla niego trasę dla potencjalnych inwestorów chcących zakupić jego akcje na giełdzie. Było trudne zadanie bo z jednej strony musiał wypowiadać się na tyle ostrożnie, żeby nie pójść do więzienia za wypowiedziane słowa ( serio – za powiedzenie na przykład, że coś wydarzy się NA PEWNO a później gdyby się to nie wydarzyło to można pójść siedzieć za wprowadzenie inwestorów w błąd), a z drugiej strony trzeba było to tak wytłumaczyć aby zachęcić potencjalnych inwestorów do kupienia akcji. W ciągu czternastu dni prowadził prezentację w wielu różnych miastach dla najmądrzejszych ludzi od inwestycji na tym globie. Większość była zainteresowana.

Wszystko szło zgodnie z planem. Oczywiście Witkowicz poza sprawą związaną z wejściem na giełdę miał jeszcze na głowie sprawy związane z prowadzeniem firmy więc zadzwonił zwyczajnie do biura zapytać się co słychać. Sekretarka odpowiedziała, że wszystko jest w porządku i tylko zastępca od spraw marketingu chciał z nim porozmawiać. Oddając mu słuchawkę powiedział, że Tadeusz dostał polecony list od adwokata. Przeczytał mu go na głos. Wynikało z niego, że jest to firma adwokacka reprezentująca Dave’a ( inżyniera, który kiedyś dostał 0,7% akcji firmy ) i grozi im pozwem sądowym za wykorzystywanie patentu. W zamian chce 70% udziałów firmy dla Dave’a. Pozew sądowy w takim momencie wejścia na giełdę to gwóźdź do trumny. Inwestorów nie obchodzi czy w opakowaniu śmierdzi ryba czy opakowanie. Maklerzy nie chcą mieć w swoim CV firmy, której nie udało wejść się na giełdę. Tadeusz zawiadamiając maklerów o tym, czuł jak zaczynają się od niego dystansować. Jeden polecił mu już nawet znalezienie dla siebie dobrego adwokata, co oznaczało, że przeciw Witkowiczowi może być wniesiony pozew ze strony biura maklerskiego. Jest totalne źle.

Następnej nocy Tadeusz w ogóle nie przesypia. Stres totalny. Dostał telefon od swojego inżyniera, że przed chwilą mijał się z Dave’em i wywnioskował, że on o niczym nie wie. Totalnie. Co oznaczało, że jakiś adwokat chce wydymać CrossCom na grube pieniądze. Natychmiast doprowadzono do spotkania obu stron i jak się okazało Dave chciał jedynie te 0,7% akcji, które kiedyś tam na warsztacie rzucił mu Tadeusz. Chodziło tylko o to.

Jest werdykt. Milion dolarów dla Dave’a i koniec tematu. Wszystko wraca do normy. Maklerzy nagle dzwonią do Witkowicza i deklarują swoje poparcie i słowa uznania, że nigdy w niego nie zwątpili. Za wejście na giełdę Tadeusz zarobił 30 milionów dolarów.

Przez następne lata firma rosła o około 100% rocznie. W firmie brakowało najbardziej programistów. Więc Witkowicz wpadł na pomysł aby otworzyć filię firmy w Polsce! Znaleźli tam wielu uzdolnionych programistów, którzy rozwiązali zostawione im zadanie.

,, Tak powstała CrossCom Polska, firma, która z czasem rozrosła się do 180 inżynierów informatyków. Potęga! (…) Pochwaliła mnie nawet rada nadzorcza, uznając współpracę z Polakami za mądre pociągnięcie. Dzisiaj mówię o tym ze spokojem, jak o czymś oczywistym, ale wtedy nie było łatwo. Byliśmy pionierami przełamującymi stereotypy. Myślę, że gdybym nie był Polakiem, trudno byłoby mi zaryzykować. Dzisiaj jestem dumny ze swojej odwagi ‘’.

Lecz teraz nad firmą zebrały się czarne chmury z powodu.. pychy. Po wypuszczeniu nowego produktu nastąpiły awarie systemów u kilku dużych klientów. Temat szybko podłapały media. Witkowicz był wtedy w Polsce i próbował z informatykami jak najszybciej rozwiązać problem aby z kontraktów nie wycofywały się już żadne firmy. Sprawa się przeciągała i w firmie spadł wolumen sprzedażowy i crosscom pozostawił na rynku czarną plamę. Jak się okazało informatycy z Polski wysłali do Stanów oprogramowanie, które działało na urządzeniu bez zarzutów, jednak amerykanie chcieli zaimponować i zbudować nowe oprogramowanie bo przecież tamte było stare. Tak zaczął się dramat, z którego firma ostatecznie wyszła naprawiając usterkę. Jednak nie wróciła już więcej na te same tory bo dla rynku wystarczy jeden błąd aby się do kogoś sparzyć.

Witkowicza zdecydowanie zaczęło już te całe wojowanie męczyć. Miał około 45 lat i jak sam mówił:

,, Prawdę mówiąc, po całym dniu pracy nie zostawało mi energii na życie prywatne. Najstarszy syn miał już czternaście lat, drugi osiem, nie miałem dla nich czasu, wcale ich nie znałem, byli wychowywani przez matkę. Żona karciła mnie za zaniedbywanie obowiązków ojca, ja to rozumiałem, bo mój ojciec nigdy nie miał dla mnie czasu, co prawda z powodu alkoholizmu, ale co to za różnica. Alkoholizm czy pracoholizm, nałóg to nałóg. Czułem, że czternastolatka już nie odzyskam. (…) Znał ojca tylko z widzenia ‘’.

Zaczął myśleć o sprzedaniu firmy. Zrezygnował z funkcji Prezesa firmy i w jego miejsce zatrudnili jakiegoś menadżera z bogatym CV, który okazał się totalnym palantem i firmy z dołku nie wyciągnął. Obowiązki przekazano wtedy Nigelowi ( sprzedawcy z RPA, o którym było pisane wcześniej ) a Witkowicz zajął się szukaniem kupca. O dziwo pierwszy zainteresowany pojawił się już po trzech tygodniach, która krótko mówiąc śmierdziała na kilometr. Firma miała 100 milionów obrotu, prowadzona była jedynie przez małżeństwo, nie było jej w żadnym publicznym spisie, nikt o niej nie słyszał a na pytanie co sprzedają odpowiedzieli, że wszystko. Prawdopodobnie mogła to być mafia lub jakaś pralnia pieniędzy. Konkretna oferta przyszła z duńskiej firmy Olicom, którą przekonał oddział informatyczny w Polsce.

‘’ Duńczycy usiedli i zaczęli z Polakami rozmawiać. Po kilku godzinach – opowiadał mi potem Nigel – świata poza nimi nie widzieli. Byli zachwyceni i zaskoczeni, bo okazało się, że Polacy to eksperci światowej klasy. W dodatku bystrzy, inteligentni, pracowici, zmotywowani – ludzie z Olicom zakochali się w nich. Nigel zresztą także. Był dumny z naszych Gdańskich pracowników ‘’.

Za sprzedaż firmy Tadeusz zarobił około 200 milionów dolarów. 

Co ciekawe po sprzedaniu firmy, Olicom wypadł później z rynku a swój oddział w Polsce sprzedał firmie Intel, stając się Intel Polska, największym w Europie centrum programistycznym tej potężnej firmy.

SZYBKI STRZAŁ

Był rok 1998. Witkowicz długo nie mógł wysiedzieć w miejscu i stwierdził, że strzeli teraz kolejnego biznesowego gola, poświęcając przy tym więcej czasu rodzinie. Stwierdził, że potraktuje to ‘’ na luzie ‘’ pracując w ciągu tygodnia tylko po dziesięć godzin a w weekendy po cztery. Chciał wykorzystać potencjał polskich programistów. Jego nowa firma będzie nazywać się Adlex ( od pierwszych trzech imion jego synów ) i będzie zajmować się sprzedażą oprogramowania do stron internetowych, dzięki któremu można było zbierać dane strony: czyli ile osób ją odwiedziło, w jaki czas strona się ładowała, w jakiej karcie klient wyszedł ze strony, gdzie występował jakiś błąd i takie tam.

Przez poprzednie osiągnięcia łatwo było mu znaleźć inwestorów na nowy biznes, jednak na początku działalności firmy zaliczyli mocną wtope. Bo nikt nie chciał kupować ich produktu. Dopiero po wystartowaniu biznesu zorientowali się, że był z kategorii ‘’ nice to have ‘’. Czyli fajnie byłoby go mieć ale nie do końca. Wymagało to od nich zupełnie innej strategii marketingowej. Przez pierwsze 4 lata działalności firma była ledwo wypłacalna i utrzymywała się tak właściwie z pieniędzy inwestorów. Po drodze wystąpiło również załamanie giełdy oraz pęknięcie bańki na dot.com ( czyli upadu wielu firm, które prowadziły działalność w internecie. Te załamie przetrwało niewiele firm w tym amazon, ebay, google i kilka innych )

,, Sprzedaż to ciężki kawałek chleba. Kompleksowość rozwiązań i ich wysoka cena – bo tego typu produkty muszą dużo kosztować – sprawia, że sprzedawcy powinni posiadać specjalne kwalifikacje; zamiast sprzedawać, muszą rozwiązywać problemy, czyli dwa razy więcej słuchać, niż gadać. O takich ludzie nie jest łatwo, bo sprzedawcą trzeba się urodzić ‘’ .

Zmienili więc taktykę. Zignorowali cały sektor ‘’ dot.com ‘’ i skupili się na sektorze maklerskim oraz telekomunikacyjnym. Przycięto koszty.

,, W Adlexie nauczyłem się ważnej, choć banalnej prawdy, że ‘’ jeśli zadbasz o klienta, to i on zadba o Ciebie ‘’. Znałem ją w teorii, a w praktyce sprawdziłem dopiero teraz. Wiedziałem, że klienta trzeba zadowolić. Ale to nie wystarczy. Klient chce mieć rozwiązany problem. Dlatego moi menadżerowie i ja sam jeździliśmy ( do wielu firm ) osobiście, żeby się spotkać z menadżerami, wiceprezesami, a także zwykłymi pracownikami by zrozumieć czego potrzebują i jakie mają problemy ‘’.

Sprzedaż zaczęła powoli rosnąć. Jednak po pęknięciu bańki na dot.com rynek informatyczny spowolnił przez strach.  

,, Takie spowolnienie było nie na moje nerwy. Tym bardziej, że kryzys zburzył mój początkowy plan. Założyłem Adlex na trzy lata, a tu mija siedem i końca nie widać. Byłem zmęczony, Nigel był zmęczony, atmosfera była niedobra. Wprawdzie sprzedaż nam rosła w tempie 65% rocznie (…) ale ani Nigle, ani ja nie byliśmy zadowoleni. (…) w tej sytuacji pomyślałem: A po co mi to? ‘’

Żeby było jeszcze śmieszniej, zaczęto do nich wydzwaniać z propozycjami na grubą forse w zamian za akcje firmy, ponieważ wiele osób wróżyło im duży sukces. Zatrudniali światowej klasy inżynierów, w budżecie było luźne 8 milionów dolarów do wydania a rynek właśnie zdążył się odbijać.

,, Rezygnacja z zarobienia kilkudziesięciu milionów może niejednemu wydać się głupotą albo tanią kokieterią, ale dla mnie te pieniądze niczego nie zmieniały. Zabierały mi tylko kilka ważnych lat życia. W Wieku 55 lat zacząłem życie szanować, bo – pewnie jak większość ludzi w tym wieku – uświadomiłem sobie, że nie trwa ono wiecznie ‘’.

Na totalnym wyrąbaniu znaleźli inwestora, który chciał zakupić od nich całą firmę. Ale rozmowy trzeba już prowadzić na poważnie.

,, Negocjacje to boks bez rękawic. Nie ma zmiłuj się. Żadnych względów, żadnych ustępstw. Od momentu, kiedy Nigel zdecydował się dać im nasze oprogramowanie do testowania minął rok. Rok twardych negocjacji, stresu, nieprzespanych nocy i nieustannego tworzenia planów awaryjnych, na wypadek gdyby do transakcji nie doszło. Równocześnie z negocjacjami musiałem firmę prowadzić na bieżąco; kreować ludźmi, osiągać jak najlepsze wyniki, raportować do inwestorów – rok na dwóch ciężkich etatach ‘’. 

W 2004 roku Adlex został sprzedany za 40 milionów dolarów.

ODPOCZYNEK WOJOWNIKA

Po 30 latach na ringu Witkowicz postanowił nadrobić wszystkie zaległości w relacjach z bliskimi, filmami, książkami i innymi aktywnościami. Odrzucił wszystkie proponowane mu oferty robienia kolejnego genialnego start-upu. Teraz musiał nauczyć się odpoczywać. Co jest dla niego diabelsko trudne.

Źródło: https://www.facebook.com/photo/?fbid=145774830889823&set=a.145774810889825

,, Ja uważam, że ja nigdy nie pracowałem. Ja się zawsze bawiłem. Dla mnie to była wielka zabawa. Czasami dużo było stresu i martwienia. Były momenty, że leżałem na macie. Ale jak się odbiłem to byłem zakochany w tym co robię. Lepszego życia nie mogłem mieć, niż robiąc to co mi się podoba ‘’.

Po drodze zajmował się jeszcze firmą finansującą start-upy w Polsce.

,, Czuję, że w Polsce jest potencjał, który powinien zostać wykorzystany, w przeciwnym razie najzdolniejsi ludzie wyjadą za granicę i Polska ich straci. Trzeba ich znaleźć i pomóc im, skontaktować ich z wielkim światem, z biznesem, nauczyć nowoczesnego myślenia i, rzecz jasna, sfinansować ten potencjał. Ja to chcę robić. Chcę się w stu procentach skupić na działalności w Polsce ‘’.

,, Marzy mi się polska firma z oddziałem w USA. Rynek amerykański jest największy, najważniejszy i trzeba na nim być ‘’.

,, Niestety, wielu mądrych i zdolnych ludzi w Polsce nie umie swoich talentów sprzedać. Brak im wiary w siebie. Są nieśmiali. O autopromocji nawet nie myślą. To wielki błąd. Skąd ja mam wiedzieć coś na temat twoich talentów, jeśli ty milczysz albo uśmiechasz się pod nosem? Ja to uczucie dobrze znam. Sam byłem nieśmiały. Dzięki wyjazdowi do Ameryki, dzięki przykładowi moich kanadyjskich i amerykańskich kolegów ze szkoły i z pracy, nauczyłem się z tym walczyć, ale nadal jestem człowiekiem znacznie bardziej zamkniętym niż większość moich współpracowników i znajomych Amerykanów. Wiem jednak, że Amerykanie cenią osiągnięcia i dlatego błędem jest kryć je za zasłoną  nieśmiałości. Nauczyłem się promować swoje sukcesy. Wstydzić się należy głupoty, zła, może trochę biedy, bo przeważnie jest ona źródłem głupoty i zła, ale nie tego, że jestem dobry, że mam pomysły, że chcę żyć lepiej – to nie są powody do wstydu ‘’.

I na sam koniec najpiękniejsza puenta całej książki zamieszona przez autora.

,, Wszystko dorobiłem się w życiu sam, ciężką rzetelną i uczciwą pracą. Napisałem o tym, ponieważ chcę pokazać, że sukces jest w zasięgu zwykłych ludzi, nawet takich biedaków jak ja. Mam nadzieję, że moja historia pomoże choć jednemu z Was wykorzystać szansę, jaka jest dziś niepodległa Polska. Nie musicie – jak ja w 1966 roku – emigrować. Szansę na sukces macie na miejscu, sięgnijcie tylko po nią…’’